STAŁO SIĘ

 

Przedruk ze sprawozdania TOPR-u (Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe)

30.12.2009

Godz.11.40 - zgłoszenie o lawinie w rejonie Buli pod Rysami. 6 osób porwanych trzy pod śniegiem.

Po przybyciu śmigłowca na lawinę stwierdzamy obecność pięciu osób na powierzchni, rozpoczynamy zaawansowane zabiegi reanimacyjne (2 osoby ), transport poważnych urazów (2 osoby) i poszukiwania jednego pod śniegiem. Jedna osoba wyszła z lawiny z urazem stawu skokowego.

Godz. 14.08 - odnajdujemy ostatniego zasypanego.


Na lawinie pracowało:

3 lekarzy TOPR, 4 ratowników medycznych TOPR
4 psy lawinowe TOPR
40 ratowników TOPR, załoga śmigłowca TOPR


W rezultacie zejścia lawiny, po działaniach TOPR i działaniach szpitala w Zakopanem statystyka lawiny jest następująca:

Dwie osoby ze stwierdzonym zgonem na miejscu, poważne urazy głowy i kończyn dwie osoby z poważnymi urazami uda jedna osoba - transport po skutecznej reanimacji na lawinie - zmarła dziś w nocy w szpitalu, jedna osoba bez urazów, zeszła samodzielnie do schroniska, potem zwieziona do szpitala.
Wszyscy bez detektorów lawinowych, bez ekranów RECCO, przed lawiną tworzyli niezorganizowane trzy zespoły. Odległość pomiędzy pierwszym a ostatnim zespołem wynosiła ok. 150 m.

 

    

  

 

Przedruk z kwartalnika "Tatry TPN" - zima 2010

 

  

 

 

Komentarz siostry Grześka - Ewci po rozmowach z TOPRowcami

Rozmawiałam dużo z moją kuzynką z Zakopanego, w celu ustalenia co się stało podczas wypadku, w ktorym zginęli Grzegorz Axentowicz, Janek Rzeczkowski oraz Stefan Glinski. Nasza kuzynka zebrała dużo informacji od ratowników i lekarzy, którzy byli na lawinisku. Poniżej podaję te informacje:

Typ lawiny, która zeszła, jest bardzo szybki i bezgłośny. Śniegu w całych Tatrach było bardzo mało, ale akurat w tym kotle pod Rysami nawiewa śnieg z okolicznych ścian i tam się zbiera. Do tego w ostatniej dobie przed zejściem lawiny następowały zmiany temperaturowe poniżej i powyżej zera, które sprzyjają temu, że świeżo nawiany śnieg nie trzyma się podłoża. Skutkiem jest to, że tworzy się zbita deska śniegu, która może bardzo łatwo ześlizgnąć się po głębszych warstwach.

Zdania, skąd zeszła lawina, są podzielone: świadek mówił raczej o tym, że lawina wyjechała spod Rysy. Ale słyszłałam też opinie, że zeszła z poziomu tej niecki właśnie.

Jeśli chodzi o skuteczność pomocy chłopcom, to na miejscu już po 10-15 min przybiegł ktoś, kto robił rekonesans wspinaczkowy w okolicy. Jak tylko zobaczył co się stało pobiegł na miejsce. Pierwszego zaczął odkopywać Grzesia. Nie użył żadnych detektorów, bo i Grześ i Johny byli widoczni na powierzchni. Po kolejnych 5-10 min pojawili się TOPRowcy i zaczęli odkopywać naszych i szukać Stefana. Grzegorz po odkopaniu wziął wdech, jednak prawdopodobnie był to odruch mięśni, po uwolnieniu klatki piersiowej. Zaczęto reanimację. Równolegle reanimowano Johnego. Grzesia się udało reanimować i przewieziono go do szpitala. Johnego się nie udało… Stefana znaleziono po 2,5 h zakopanego 2 m pod śniegiem…

Chłopcy nie mieli detektorów lawinowych (tzw PIEPSów). Ale i tak, w tym przypadku by im nie pomogły w szybszej pomocy, bo nikt by ich nawet nie użył. Wiemy od znajomego z wypożyczalni, w której zawsze uzupełniali sprzęt, że się długo zastanawiali, czy brać te detektory, ale nigdzie nie było śniegu, więc uznali, że skoro i tak szli tylko na krótki rekonesans, to w końcu ich nie wypożyczyli.

Ostatnia uwaga dotyczy tego, czy chłopcy się męczyli. Prawdopodobnie szybkość lawiny spowodowała, że po uderzeniu stracili przytomność, więc odpłynęli w spokoju…

 

Jak to się stało…

Chłopcy nie zrobili nic bezmyślnego, zachowali pełną ostrożność, jak zawsze w górach. Ci, co ich znali, wiedzą, jak Grześ do przesady stawiał nacisk na bezpieczeństwo swoje i innych, a Johnny i Stefan, mimo często żartobliwych uwag, zawsze stosowali się do jego sugestii.

Chłopcy byli odpowiednio wyposażeni do warunków pogodowych podawanych przez TOPR – pierwszy stopień zagrożenia lawinowego w skali pięciostopniowej. Chłopcy nie chcieli wchodzić na same Rysy, ze względu na niesprzyjającą pogodę. Szli tylko na krótki rekonesans… Nie wiemy i nigdy się nie dowiemy, dlaczego akurat ich i akurat wtedy to spotkało. Jest to dla nas wszystkich brutalne zrządzenie losu…

 

Relacja świadka

Jak byliśmy w Zakopanem na przełomie grudnia 2009 i stycznia 2010 udało nam się porozmawiać z chłopakiem, który przeżył lawinę pod Rysami, w której zginęli Grzegorz Axentowicz, Janek Rzeczkowski i Stefan Gliński. Oto wszystkie informacje, które wtedy mi przekazał:

Zaczął opowiadać od tego, że przed nim szły 2 osoby. Gdy on szedł przez zamarznięty Czarny Staw pod Rysami, te 2 osoby już podchodziły po piargach i szły dość blisko siebie. Nie wiemy jednak czy się znały i czy tworzyły zespół.

On sam szedł dość powoli; kiedy zaczął podejście, po jakimś czasie zaczęły go wymijać 3 osoby. To byli nasi chłopcy. Mówi, że szli bardzo sprawnie, szybko i w prawidłowych odstępach (około 15 m).

Z pierwszym zamienił kilka słów, komentując, że oni tak sprawnie idą, a on się tak mozoli.

Z drugim trochę pogadał o tym, że chyba robi się nieciekawy teren i że pewnie bedą zawracać. Ale drugi poszedł dalej.

Z trzecim nie gadał.

Z opisu i z rozmów z nim wynika, że najprawdopodobniej ten, z którym gadał jako drugim, to był Grześ, ostatni szedł Johny, a pierwszy Stefek.

Gdy minął go ostatni z trójki i był mniej więcej 10 m powyżej niego (mogło to trwać około 5 min) uderzyła lawina. On znajdował się powyżej uskoku i był blisko ściany.

On nie słyszał żadnego huku, ani nic, co mogło ich ostrzec wcześniej. Jak się zorientował, że idzie lawina, to miał mniej więcej 2-3 sek na reakcję. Zdążył zrobić 2 kroki w stronę ściany. Nie czuł, że usuwa mu się coś spod nóg. Czyli lawina na niego spadła i na chłopców najprawdopodobniej też. To nie oni wywołali lawinę. Lawina pewnie wyjechała spod Rysy.

Nie wiemy skąd dokładnie zeszła lawina i kto ją wywołał.

Nie wiemy czy te 2 osoby najwyżej, o których opowiada ten chłopak potem też szły tak blisko siebie – on ich potem nie widział, bo wyszły już ponad tzw “kamień” – charakterystyczny punkt na szlaku pod Rysy.

Po zejściu lawiny on był zagrzebany w śniegu po pas. Leżał między Grzesiem i Johnym. Miał uszkodzony pas biodrowy i trafił do szpitala.