Ostatnia Wigilia

Ostatnia nasza wspólna Wigilia też była inna od wszystkich dotychczasowych, nerwowa. Karolka pojechała do swoich rodziców bez Grześka, został z nami, przygnębiony, czymś bardzo zmartwiony. Na moją uwagę, że Wigilia to czas pojednania, machnął tylko z niechęcią  ręką - "zostaję tu"  i długo siedzieliśmy razem - On, Ewcia, Oleńka i ja. Nie wiedzieliśmy, że to nasze ostatnie razem, że za chwilę wybuchnie granat, który już na zawsze rozerwie naszą rodzinę.

 

 

Ostatnia Wigilia: siedzi Jaś, od prawej Grzesiek, Ola, Ewa, Karolka

 

Ostatnia wspólna Wigilia - 2009: Marek w kasku wspinacza (prezent od Oli) z Olą i Ewą

 

Nikt mi nie dał prawa do oceniania innych, ale widziałem, czułem, cierpiałem…. Nie oceniam więc, ale opisać muszę:

 

W tym związku Grześka nie widzieliśmy czułości, radości i zachwytu światem. Nie było zrozumienia partnera, spokoju, dążenia do dobra partnera, nie było wspólnoty najważniejszych poglądów, zapatrywań, zainteresowań. A obserwowałem odrzucenie Pana Boga, odrzucenie tradycji rodzinnej i polskiej kultury, egocentryzm. Grzesiek tak bardzo czuł się związany z siostrami, czuł się za nie odpowiedzialny, zarabiał wielokrotnie więcej niż siostry. Myślał jak tę dysproporcję wyrównać. To się nie podobało Jego partnerce. Gdy chciał ugościć u siebie w domu naszego szefa i dobrodzieja – dr Vitusa Bergera – nie było na to zgody partnerki.

 

Młodzi, zdrowi, obdarzeni synkiem wciąż się kłócili. Taki skłócony, trzydziestego grudnia 2009 roku wyszedł z domu na Cyrhli. I już nie wrócił. .

 

A to, co po Jego śmierci usłyszeliśmy od Jego partnerki o tym jaki był – przechodzi ludzkie pojęcie.