POŻEGNANIE

 

 Grzesiek z siostrami.

 

 

Tekst przemówienia, które wygłosił ks. Artur Awdaljan na pogrzebie Grzesia. Tekst napisał Marek Axentowicz.
Grzegorz za niecałe 2 miesiące – 25 lutego – skończyłby 30 lat. Przeżył je bardzo aktywnie. Powspominajmy Go przez chwilę.
Przodkowie Grzesia przywędrowali do Polski przed około czterystu laty z dalekiej Armenii. Był dumny z tego swego pochodzenia, i choć jego ojciec i jego dziadek żenili się już z Polkami, to zachował jeszcze coś z charakterystycznych cech ormiańskich, rys orientalny. Był bardzo przystojnym, interesującym, młodym mężczyzną bardzo lubiącym otaczać się rodziną i przyjaciółmi.
Urodził się w Bydgoszczy, jego Mama, Maria z domu Sobkowiak, pochodziła stamtąd. Najwcześniejsze dzieciństwo, czasy stanu wojennego, spędził w Łodzi. Ze względu na zagrożenie astmą cała rodzina przeniosła się do Milanówka. Tam chodził do szkoły, tam pochłonął go sport. Medale i puchary za narty, windsurfing i tenis zajmują sporą półkę w jego pokoju.
Tragiczna śmierć ukochanej Mamy w 2001 roku odebrała mu radość życia, nigdy nie pogodził się z tą stratą. Dopiero od kilku miesięcy dzięki urodzeniu się Jasia jakby zaczął zapominać o tamtym dramacie, odtajał.
Był humanistą z urodzenia, o głębokich zainteresowaniach historycznych, ale ze względu na istnienie firmy rodzinnej poszedł na Politechnikę, a po jej ukończeniu równolegle rozpoczął studia doktoranckie i działalność menadżerską. Stał się znakomitym szefem firmy, którą po przejęciu od ojca błyskawicznie rozwinął umiędzynaradawiając ją i wprowadzając na rynek europejski. Pracując nadzwyczaj aktywnie, nieomal stale w podróży służbowej, szukał zawsze czasu na choć krótki wypad w ukochane góry. Ostatnio mógł zrealizować swoje wieloletnie marzenie — posiadanie własnego domu u podnóża Tatr. Był z tego bardzo zadowolony i myślał o przeniesieniu się tam kiedyś na stałe.
Stałą jego troską były siostry. Był z nich dumny, z ich wykształcenia, znajomości języków obcych, sukcesów w pracy i na uczelni. Dbał o nie jak mało kto. Był troskliwy, opiekuńczy, ciągle myśląc o tym, jak im pomagać nie naruszając ich samodzielności. Od śmierci Mamy czuł się odpowiedzialny za całą rodzinę — jej potrzeby nie tylko materialne, ale i uczuciowe, sportowe, kulturalne — wszystkie. Dla swego ojca był ukochanym jedynakiem i jednocześnie najczulszym synkiem.
Dla Grzesia wzorem był brat ojca — Alik (wspomnienie o Aliku - bracie Marka Axentowicza z książki pt: "My byliśmy Armią..."- link) - powstaniec warszawski z II Batalionu Harcerskiego Zgrupowania Gurt. Spocznie w jego grobie tu, na Starych Powązkach. Niech mu ziemia lekką będzie. A jeśli kogoś w życiu dotknął, obraził czy skrzywdził, proszę mu wybaczyć. Był tym, o których się mówi, że są z najszlachetniejszego kruszcu.
Cenił prostotę i skromność.
Takiego zachowajmy go w pamięci.

 

 

Ewa tak zapamiętała pożegnanie Grzesia przez tatę na Powązkach
Przytacza tu słowa, które tata wygłosił nad grobem mojego brata – Grzesia Axentowicza na Powązkach w dniu pogrzebu, tj. 8 stycznia 2010 r.:
“Od 9 lat, to jest od śmierci Mamy Grzesia, mój dzień zaczynał się i kończył telefonem od Niego… Ale w tych naszych codziennych rozmowach, także tych w cztery oczy, prawie wcale go nie chwaliłem. A dał mi tyle, ile tylko syn może dać ojcu – miłość, czułość, troskę, poczucie bezpieczeństwa i nieśłychanej dumy.
Przebacz mi Synku, że chwalę Cię dopiero teraz…”

 

 

Powązki IV brama: kwatera 111, szereg 4, nr grobu 7

Jak odnaleźć grób Grześka:

Żeby odwiedzić grób Grześka wchodzimy IV bramą (z prawej strony kościoła pw. Karola Boromeusza). Po przejściu bramy kierujemy się alejką w prawo, wzdłuż muru aż do kolejnej V bramy. Ta  brama jest zwykle zamknięta . Na wprost tej bramy zaczyna się alejka prostopadła do muru. Z dotychczasowej drogi skręcamy w lewo i idziemy do granitowego słupka z napisem 111. Przy słupku skręcamy w prawo i drugie przejście pomiędzy grobami po lewej stronie drogi doprowadza nas do Grześka